czwartek, 30 stycznia 2014

zimno na dworze strasznie! 
wiatr nie miłosierny i mróz nieogarnięty..! 
kiedy to się skończy??

nic tylko się zaszyć pod ciepłym kocykiem ze szklaneczką gorącego malinowego soku (własnoręcznie przez mnie robionego!:))z fajną książką w ręku. 
co i ja dzisiaj czynię:)


jak już wcześniej wspominałam zaczęłam czytać Igrzyska Śmierci,
nawet szybko mi to idzie:)

w zimny wieczór nie ma nic lepszego!:)


jednak całego dnia nie spędziłam na czytaniu książki. zazwyczaj pokazywała  Wam makijaż, ewentualnie strój. nie tym razem:) dzisiaj, zainspirowana oczywiście gdzieś na internecie poszalałam z fryzurką:)

oto co dzisiaj wymodziłam:)




co sądzicie o takim połączeniu?
mi się bardzo podoba!:)

lubię czesać, niestety siebie to nie to samo co kogoś:) kuzynki zawsze mnie wykorzystują jak się widzimy i zaplatam im  najróżniejsze warkocze:)


mój pierwszy duński warkocz!:)




heh z warkoczyków nigdy nie wyrośniemy:)







środa, 29 stycznia 2014

ahh ciężki czas dla mnie nastał.. moja mama jest w trakcie drugiego tygodnia urlopu i chwilami z nadmiaru wolnego czasu jest nie do wytrzymania... pracuje jako krawcowa i wydawało by się, że podczas urlopu będzie chciała odpocząć od igieł, nici, szumu maszyny do szycia i wszechogarniającego bałaganu z różnego rodzaju materiałów... ale gdzie tam... teraz Ona ma czas to będzie szyła... te które nie mają mamy krawcowej pewnie o takiej marzą, co rusz to nowe ciuszki, sukieneczki i takie tam. 
nawet to i fajne ale ja nie cierpię przymiarek, ciągłego mierzenia i nici walających się wszędzie... 
ale no cóż taki  już mój los.. i teraz też siedzi na wolnym i mnie katuje, że Ona coś by mi uszyła. 
tak więc dzisiaj przysiadła i szyje. 
a co szyje?? 

otóż zapanowała tej zimy moda na tego rodzaju płaszczyki:





coś takiego mi szyje:) 

 muszę powiedzieć podobają mi się takie płaszczyki i mam nadzieję,
 że w końcowym efekcie będzie taki jaki bym chciała:)

mój, zdradzę Wam będzie szary z czarnymi pikowanymi rękawami.

 całość już wkrótce Wam zaprezentuję:)


 a Wam jak się widzi moda na tego typu płaszczyki?



poniedziałek, 27 stycznia 2014

zacznę od tego, że post miał być wczoraj... 
jednak z przyczyn niezależnych ode mnie, wczoraj było to nie możliwe.. tak więc jest dzisiaj:)
dosyć długo zabierałam się do napisania tego posta.
heh moja pierwsza recenzja!
ale o to jestem i tak jak pisałam wześniej moja opinia na temat dwóch produktów tj. szamponów, jednym jest Garnier Fructis,
a drugim Naturia z Joanny.
zacznę od tego drugiego bo chce mieć już go z głowy.

otóż Naturia dość długo stała u nas w łazience w szafce, nie nie kupiłam go sama, skusiła się na niego moja mama.  teraz wiem dlaczego tak długo stał w szafce i nikt nie pokusił się na jego skończenie nie zrobię tego również ja. jakieś dwa tyg temu stwierdziłam że go sprawdzę, a nóż widelec będzie odpowiadał moim włosom. niestety! okazał się straszny!
ale od początku.


całość prezentuje się tak:


a tak zachwalają produkt producenci:


jednak z tych wszystkich cudownych efektów włosy były jedynie puszyste, mega puszyste. to jednak nie był pozytywny rezultat. jeszcze nigdy nie miałam takich problemów z rozczesywaniem włosów jak po umyciu ich Naturią! to był istny koszmar! włosy do tego były ciężkie, matowe i źle się układały. zdecydowanie nie były miłe w dotyku. nie były gładkie tylko sianowate.. konsystencje ma jak kisiel taki galaretowaty kisiel. broni go tylko i wyłącznie zapach, gdyż włosy po umyciu naprawdę długo i ładnie pachniały. jednak już po kilku myciach przestałam z niego korzystać. i teraz wiem dlaczego nikt inny tego nie robił. także i ja nie będę osobą, która go wydenkuje! mówię mu zdecydowane NIE

teraz kolej na Garniera, z którego już kiedyś korzystałam jednak nie byłam chyba jeszcze wtedy świadoma tego czego oczekuję od szamponu i jak mają wyglądać po umyciu moje włosy. zaznaczę że po Fructis również w sklepie nie sięgnęłam ja a mój tato, który od dłuższego czasu jest mu wierny. przy tym opakowaniu skusiłam się na niego i ja. i chyba przy nim jak na razie zostanę.

całość wygląda tak:




tego się po nim oczekuje:


muszę wam powiedzieć, że to wszystko sprawdza się w 100%. włosy po umyciu nie są tak splątane jak po umyciu ich wcześniej używanym szamponem czyli Nutrią. było widać ogromną różnicę przy szczotkowaniu! włosy są miękkie, błyszczące i pełne życia. bardzo ale to bardzo przyjemnie i świeżo pachnie. jest dosyć gesty co ułatwia rozprowadzenie go na włosach, które po umyciu dość długo pozostają świeże. w moim przypadku do 2 dni co na prawdę jest dobrym rezultatem, zazwyczaj następnego dnia moje włosy wołają o mycie!  co mogę więcej o nim napisać?? jestem nim zachwycona! na pewno jest w pierwszej 3 moich ulubionych szamponów! 
jestem wielką wielbicielką produktów Garniera także i w przypadku szamponu mnie nie zawiódł!:) 
Fructis ma moje zdecydowane TAK!:)

a Wy jakich szamponów używacie?? jak możecie polecić?
może miałyście jakieś doświadczenia z wyżej wymienionymi??


kasia:)





sobota, 25 stycznia 2014

dzisiaj post miał być w zdecydowanie innym temacie a mianowicie moja pierwsza recenzja kosmetyków, a konkretnie dwóch szamponów ale życie jest nieprzewidywalne. miałam dzisiaj przygodę w kuchni o której chciałabym Wam opowiedzieć. 
co prawda przy gotowaniu pomyłki i wpadki rzadko się zdarzają, 
no przynajmniej mi:) to przy pieczeniu już mi nie idzie tak gładko... robiłam dzisiaj ciastko dla brata i wszystko szło jak najlepiej do pewnego momentu aż zaczęłam kręcić masę...:/
 nie wiem czy Wam też się to kiedyś przytrafiło, mi już kilka razy, łącznie z dzisiejszym... 
a co się stało?? zwarzyła mi się masa... 
w tym przypadku potwierdziło się powiedzenie "mądry Polak po szkodzie" i ja byłam mądra jak już masę popsułam... 
więc zaciągnęłam wiedzy u wszechwiedzącego wujka google, 
wiedzy którą z Wami się podzielę co by Wam nie przytrafiła się taka przgoda. 
tak więc aby nie dopuścić do zwarzenia masy budyniowej należy pamiętać, że wszystkie jej składniki powinny mieć taką samą temperaturę (!), najlepiej pokojową. margaryna musi być miękka, zaś budyń odpowiednio wystudzony. najpierw dokładnie ucieramy margarynę na puszystą masę, po czym powoli zaczynamy dodawać po łyżce budyń, ciągle ucieramy. 
ot łatwizna chciałoby się powiedzieć!:) 
lecz gdy staną się z masą złe rzeczy tak jak mi, nie skreślajcie jej tak jak ja to zrobiłam... ją da się uratować!
  a co trzeba zrobić:
- naczynie ze zwarzonym kremem umieszczamy nad garnkiem z gotującą się wodą i ucieramy mikserem do uzyskania gładkiej masy. nie należy się przejmować jak masa stanie się za rzadka, zgęstnieje po schłodzeniu
- do zwarzonego kremu dodajemy po 1 łyżce wrzącej wody (łącznie ok. 3 łyżki) i ucieramy do momentu uzyskania odpowiedniej konsystencji
 mam cichą nadzieję, że nie będę miała okazji sprawdzać tych sposobów:)


a tutaj mój dzisiejszy wypiek z masą podejście drugie:)





zapraszam na jutrzejszy post:)

środa, 22 stycznia 2014


 mrozy u mnie się dopiero zaczęły,
 a już z niecierpliwością czekam na wiosnę!
-15 na zewnątrz i śnieg po kostki niezbyt zachęcają do wyjścia
z cieplutkiego domu mimo to wybrałam się dzisiaj na kawusie
z koleżanką, a co!:) 

jakoś mnie miałam ochoty na szaleństwo w stylizacji, a jeszcze ten śnieg(!) więc postawiłam na wygodę i może nudne zestawienie niezawodnych jeansów, sweterka i granatowego podkoszulka. 








po raz kolejny trochę matowy piaskowy domowym sposobem:)



dość ciężko jest dobrać odpowiedni rodzaj szminki do swojej urody. 
ja ostatnio coraz częściej z niej korzystam.  mam nadzieję, że odcień jest OK:)






a tu dowód na to, że jednak jest BARDZO ZIMNO!:)


niedziela, 19 stycznia 2014

zakładając bloga miałam cichą nadzieję, że wyszkoli to u mnie nawyk systematyczności, gdyż z tym u mnie bardzo trudno. 
do czasu nawet mi się to udawało i obywało się bez dłuższych przerw w blogowaniu. 
czasami mniej, czasami bardziej ciekawe posty. 
wciągnęło mnie to. niekiedy, aż korci mnie żeby coś napisać!
a teraz co?? ponad tydzień przerwy! 
nieplanowanej, a jednak nieuniknionej przerwy. 
testy, egzaminy, kolokwia, sprawdziany, kartkówki całe to zaliczeniowe zamieszanie całkowicie pochłonęło mnie w ostatnim czasie. jednak dzisiaj po dwóch ostatnich egzaminach mam to już za sobą!:) tak więc teraz aby do czerwca:) 
jak do tej pory miałam Igrzyska, że tak powiem naukowe, tak teraz mój czas zajmą Igrzyska Śmierci. przynajmniej mam ambitne plany zapoznać się z całą serią. filmów nie widziałam. kiedyś zaczęłam oglądać pierwszą część, jednak słabej jakości obraz 
i chyba źle dopasowane napisy wyjątkowo skutecznie na długi czas zniechęciły mnie do tego filmu. teraz gdy zapożyczyłam od mojej siostry Magdy całą serię postawiłam sobie za cel na najbliższe dni przeczytanie każdej z 3 książek, 
a po każdej dla porównania film:) 
nooo oczywiście oprócz ostatniej bo jeszcze nie nakręcili:)




 zaczynamy oczywiście od części I :)




zaczynam już dzisiaj!:)

a Wy czytałyście książkę?? oglądałyście film?
jak wasze wrażenia??

sobota, 11 stycznia 2014

o dziwo wczoraj wieczorem miałam trochę więcej czasu na tzw "zajęcie się sobą" więc postanowiłam zaszaleć z paznokciami. zazwyczaj nie mam na to czasu i ograniczam się do zwykłych dwóch warstewek. obecnie jest jednak tak  wiele nowych trendów odnośnie zdobienia paznokci, że ciężko się nie skusić na jeden z nich. Lakiery piaskowe, magnetyczne, matowe, są  paznokcie zamszowe itd... 
a ja dzisiaj skusiłam się na te pierwsze a mianowicie na piaskowe:) 
czym jest lakier piaskowy? Lakiery piaskowe to matowe lakiery, które dzięki błyszczącym drobinkom dają po wyschnięciu niesamowity efekt piaskowej struktury.  co prawda nie pokusiłam się o kupienie własnego mimo że ok 10 zł to nie majątek... 
ale po co? jak można domowym sposobem zrobić własne?:)

tutaj inspiracja znaleziona na jednej ze stronek;)


efekt moich zmagań z mąką:) tak dobrze widzicie;)








i jak? co o takiej metodzie sądzicie? a może już robiłyście?:)
ja jestem w nich zakochana i na pewno nie pierwszy raz je robię:)

czwartek, 9 stycznia 2014

 znowu miałam w planach przeznaczyć dzisiejszy dzień na naukę... ale jak to zazwyczaj bywa z planami nic z tego nie wyszło! kompletnie nie mam weny do nauki.. zawsze się znajdzie coś o wiele ciekawszego, 
a u mnie za dużo do rozproszenia nie trzeba. 
tak więc w obawie że pochłonie mnie nauka zagłębiłam się w światek blogowy:) 
jak się już zacznie przeglądać Wasze opinie, recenzje i zdjęcia ze stylizacjami to nie można przestać:D  
na wielu blogach można jeszcze znaleźć różnego rodzaju wspomnienia z poprzedniego roku, który nie tak dawno pożegnaliśmy, plany na obecny rok i podsumowania wcześniejszego. 
osobiście nie za bardzo chciałabym w jakikolwiek sposób wracać wspomnieniami do poprzedniego roku, bo był dla mnie straszny.
jednak we wszystkim trzeba widzieć pozytywy:) 
tak więc kilka NAJ z 2013!:)

mój absolutny nr1 2013 roku! spełnione jedno z marzeń:)
ach jak ja od dawna na to czekałam!

 NIGDY NIE ŻAŁUJ!


po raz kolejny odwiedziłam Holandię, co prawda milionów nie przywiozłam, ale wyjazd spełnił 100% moje oczekiwania. całkowite oderwanie od rzeczywistości tego mi było trzeba! no i jeszcze codziennie szum morza zagłuszający myśli. poza tym UWIELBIAM NL:)



dużo, ale to bardzo dużo czasu spędzone z moimi kochanymi siostrami (jakoś nie lubimy zwrotu "kuzynki" to dla nas takie dalekie a my jesteśmy jak siostry<3) Magdą, Emilą i Izką:)

a teraz podsumowanie że tak powiem rzeczowe. osobiście nie używam za dożo wszelkiego rodzaju kosmetyków i tym podobnych, ale 2013 zaowocował kilkoma miłościami. z kilkoma rzeczami w asortymencie weszłam w nowy rok i na pewno jeszcze długo z nich nie zrezygnuję!;)
 oto kilka moich ulubionych rzeczy które z czystym sumieniem mogę Wam polecić:)

 przez niektóre uwielbiany, przez inne ignorowany. mój od pół roku i nie wyobrażam sobie teraz rozczesywania włosów inną szczotką.

 ojj długo szukałam idealnego dla mnie antyperspirantu do czasu pojawienia się tego powyżej. już nie pamiętam który to mój z kolei

poleciła mi go jedna z Kaś i nie zawiodłam się. dla mnie genialny. doskonale nawilża ale przede wszystkim oczyszcza. zawsze myślałam, że jak umyję twarz żelem to jest ona już idealnie oczyszczona... płyn z Lirene udowodnił mi, że tak nie jest. zadaje egzamin również przy demakijażu

zaczęłam tego używać w wakacje również z polecenia ale mojej Emilki i sprawdził się zadziwiająco dobrze. mimo swojej ceny bo 49zł za tak małe opakowanie trochę mnie zniechęcało ale o dziwo opakowanie wystarczyło na 4-5 miesięcy przy dość częstym używaniu. coś czuję, że zaopatrzę się w kolejne opakowanie

 co prawda nie kupiłam CHLOE sobie sama a były one idealnie trafionym prezentem urodzinowym od Mamy ale zakochałam się w nich! mają cudowny zamach i na prawdę długo utrzymują się na skórze jak i na ubraniu. mam nadzieję, że będą mi bardzo ale to bardzo długo służyły:)

moje ukochane! takie tylko i wyłącznie na specjalne okazje gdyż są to malutkie buteleczki kupione na promocji w NL. czarny idealny wieczorowy intensywny słodki zapach zaś niebieski jak sama nazwa wskazuje FRESH (coś mało widać) w sam raz na dzień delikatny, taki świeżutki


kolejny idealnie trafiony prezent urodzinowy tym razem moich siostrzyczek;)  paletka Sleek i pędzle Hakuro. co prawda pędzle mi się raczej za szybko nie zużyją więc mi na długo posłużą. co do paletki to cienie są na oku mega trwałe! na pewno zainwestuje w drugą.


mój niepodważalny nr1 wśród maskar! dla mnie idealny. świetnie rozdziela, wydłuża i co dla mnie na prawdę ważne pogrubia rzęsy. 

moje odkrycie roku! (nie wliczając pędzelka, bo on jest tragiczny) miałam już eyeliner w formie pisaka niestety były bardzo nie trwałe, kreska nie była intensywnie czarna a i szybko wysechł. zwykła kredka również nie zachwyca. natomiast produktem Maybelline jestem zachwycona! kreska jest intensywnie czarna, trwała, nie odbija się na górnej powiece i co równie ważne jest to na prawdę wydajny produkt!

pomadka rumiankowa Alterry chociaż przeze mnie nie stosowana do ust a do rzęs. efekt stosowania widać na prawdę szybko. rzęsy są wyraźniejsze, odżywione, błyszczące czego chcieć więcej?:)

uwielbiam pomadki Nivea. parę razy skusiłam się na inne ale zawsze byłam zawiedziona no oczywiście na tym korzystała moja Mama  bo niechciane trafiały do niej, zazwyczaj były jakieś takie tłuste i pozostawiały dziwny posmak na ustach. tutaj mam w wersji truskawkowej która jest przeapetyczna. świetnie nawilża co zimą jest bardzo istotne i świetnie smakuje(:D) a usteczka zostawia całuśnie czerwone

mój nr1 jeśli chodzi o kremy do rąk. dłonie zwłaszcza zimą stają się szorstkie, suche i ogólnie nieprzyjemne to wszystko przestaje być problemem po użyciu tego kremu. kolejną jego zaletą jest to, że  wchłania się na prawdę szybko  o co w innych kremach jest na trudno. przyjemny delikatny zapach i aksamitne dłonie to na pewno nie będzie moje ostatnie opakowanie!:)


a wy używacie któregoś z tych produktów? 
jak nie to mam nadzieję, że skusiłam Was na nie i że staną się Waszymi nr1:)